Zaprowadziłem ją do pokoju i po raz pierwszy naprawdę się rozejrzałem. Łóżko było małe, krzesło wyglądało na niewygodne, a na jej ramionach, pod cienką skórą, widniały drobne siniaki – niektóre blaknące, inne nowe.
Moje serce się ścisnęło.
Wyszedłem z powrotem na korytarz. Lauren była tam, wciąż ze skrzyżowanymi ramionami i zaciśniętymi szczękami.
„Czy kiedykolwiek złapałeś ją na tyle mocno, że zostały jej siniaki?” – zapytałem.
„Prawdopodobnie na coś wpadła” – odpowiedziała zbyt szybko. „Zawsze przeszkadza”.
„Wiesz co?” powiedziałem. „Wystarczająco dużo już słyszałem”.
Z pokoju dziecięcego dobiegł cichy dźwięk. Jedno z bliźniaków zaczęło się wiercić. Lauren przeniosła ciężar ciała. „Pójdę” – powiedziała.
„Nie” – odpowiedziałem, już idąc.
Otworzyłam drzwi do pokoju dziecięcego. Powietrze wydawało się chłodniejsze niż powinno. Bliźniaki spały w swoich łóżeczkach, ale jedno z nich miało rumieniec na policzkach, a oddech drugiego wydawał się zbyt ciężki, jakby spał zbyt głęboko.
Sięgnęłam w dół i podniosłam je, jedną po drugiej. Wtedy to zobaczyłam – małą buteleczkę, częściowo ukrytą przy krawędzi materaca łóżeczka. Kilka kropel płynu wciąż przywierało do krawędzi.
Ścisnęło mnie w żołądku.
„Co to jest?” zawołałem ostrym głosem.
